500 tysięcy złotych zadośćuczynienia domaga się 34-letni Piotr od emerytowanego księdza profesora KUL oraz archidiecezji lubelskiej. Ksiądz Walerian S. miał dwukrotnie zgwałcić Piotra, gdy ten był jeszcze małym chłopcem.
Skoro jest sprawca, to musi on ponieść odpowiedzialność. W tym wypadku mówimy o odpowiedzialności cywilnej. Karna jest przedawniona, co stwierdziła prokuratura, zaznacza mecenas Jarosław Głuchowski, reprezentujący 34-letniego Piotra. Złożył on w lubelskim sądzie wniosek o ugodę. Ma ona polegać na tym, że ksiądz Walerian S. i archidiecezja lubelska wypłacą Piotrowi wspólnie pół miliona złotych.
Archidiecezja ponosi odpowiedzialność za działania swojego podwładnego, mówi mecenas Głuchowski. Był on i nadal jest jej kapłanem. Mamy też informacje świadczące o tym, że archidiecezja dostawała sygnały o tym, co robi ksiądz S.
Ksiądz przyzwyczajał dziecko i rodziców, że dotyk jest sprawą normalną
W latach 80. katolicki duchowny miał wielokrotnie dotykać, przytulać i całować Piotra, wtedy ucznia podstawówki. Do gwałtów doszło zaś dwukrotnie: w 1993 oraz 1994 r. Na poparcie swoich słów Piotr pokazał też opinie biegłego seksuologa: Zachowanie duchownego wobec p. Piotra można interpretować jako proces groomingu. Grooming wyróżniają spośród innych form działania sprawcy trzy cechy: brak użycia przemocy fizycznej i przymusu bezpośredniego, stopniowe, długotrwałe działanie oraz wzbudzanie zaufania. Podstawową formą groomingu fizycznego jest przyzwyczajanie dziecka do dotyku sprawcy. Stopniowo sprawca zbliża się do intymnych części ciała dziecka oraz przechodzi z dotyku przez ubranie na dotyk bez ubrania. Ks. S., stosując różne bezdotykowe i dotykowe formy o charakterze seksualnym wobec p. Piotra, stwarzał sytuacje, wobec których jego rodzice i ich syn zostali przyzwyczajeni do jego sposobu funkcjonowania i mogli to uważać za swoistą normę.
KUL i kuria wiedziały, ale nie reagowały
Po raz pierwszy zgwałcił mnie latem 1993 r., gdy miałem 13 lat. Drugi raz rok później, także latem, opowiada Piotr. To było w jego domku nad jeziorem. Pierwszym razem wracaliśmy z rodzicami z łódki, z jeziora. Trzeba było przygotować obiad dla księdza profesora. Rodzice zajęli się posiłkiem, a on zaprosił mnie do siebie, powiedział, że później przyjdziemy.
Piotr wspomina, że kapłan osłabił czujność jego rodziców wahadełkiem: Zapewniał, że odkrył, jakobym miał na niego wspaniały, prozdrowotny wpływ. Wyciągał przede mną rękę i machał. Mama się z niego śmiała, że to mu tylko ręka drży. Jeśli wahadełko pląsało w poprzek, to było źle, jeśli w przeciwnym kierunku, to dobrze. Mówił, że mam niesamowicie dobrą energię, wyczuwalną z odległości kilku metrów, i jestem medium. Za chwilę okazywało się, że mogę mu leczyć wrzody, potem wyrostek robaczkowy, prostatę.
Wiem, że wiedza o skłonnościach księdza S., także do młodych kleryków, była powszechna, ale ani kuria, ani KUL nic z tym nie zrobiły, dodaje Piotr.
Ksiądz: ten chłopiec lgnął do mnie
Ksiądz Walerian S. odrzuca oskarżenia o pedofilię: To oszczerstwa! Hańbiące i zniesławiające. Byłem tylko przyjacielem jego rodziców. On sobie napyta więcej biedy, bo mój adwokat namawiał mnie już dawno, żeby go podać za to, co o mnie mówi, do prokuratury.
Podczas postępowania, które przeprowadziła w tej sprawie lubelska kuria ksiądz Walerian S. złożył obszerne wyjaśnienia. Powiedział między innymi:

Kapłan niezłomny
W środowisku katolickim ksiądz profesor Walerian S. jest bardzo szanowany i uważany za autorytet moralny. „Nasz Dziennik” poświęcił mu okolicznościowy artykuł z okazji 80. urodzin.
Źródła: wyborcza.pl, forum.certyfikat.org.pl
Dodaj komentarz